Justa Justa
397
BLOG

Ziemia na horyzoncie

Justa Justa Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 17

Po wypłynięciu z Samoa chcieliśmy płynąć na Niue. Wyspa ta została odkryta przez Jamesa Cooka w 1774 r, podczas jego drugiej wyprawy, i została nazwana przez niego Dziką Wyspą. Z powodu wyjątkowo nieprzyjaznego wyglądu mieszkańców, którzy wypłynęli na spotkanie Brytyjczyków, Cook nie zdecydował się na postój na wyspie. Obecnie jest to terytorium stowarzyszone z Nową Zelandią. Leży na południowy wschód od Samoa, po przeciwnej stronie linii zmiany daty, zanosiło się więc na to, że będziemy mieć tydzień z dwiema środami i bez soboty. Pechowo, wiatr wiał dokładnie od strony Niue, nie mogliśmy więc obrać kursu wprost na wyspę i trzeba było płynąć ostro na południe.

Tak jak przypuszczałam, hołd Neptunowi, chcąc nie chcąc, musiałam złożyć. Dzielnie się trzymałam, dopóki trzymałam się koła sterowego (w założeniu sterowałam, w praktyce Selma trzymała kurs sama). Gdy jednak oddałam koło w ręce współwachtowiczki, natychmiast poległam. Po godzinie próbowałam ją z powrotem zmienić przy sterze, ale na nic to się nie zdało, choroba morska trzymała mnie już mocno w swoich łapskach i nie miała zamiaru mi łatwo odpuścić. Wymęczona wdrapałam się przed północą na koję i zamknęłam oczy, starając się nie myśleć o kołysaniu.

Rano nie dałam rady wstać, każda próba ustawienia się do pionu kończyła się gwałtowną reakcją organizmu, więc moja współwachtowiczka przejęła poranną wachtę sama. Była to doświadczona żeglarka, lecz choć zapewniała mnie, że nie mam się czym martwić, czułam wyrzuty sumienia z powodu mojej słabości i miałam nadzieję, że w ciągu dnia uda mi się wyzbierać na tyle, aby podczas następnej wachty odwdzięczyć się za jej dobre serce.

Tymczasem po śniadaniu (o którym nawet wolałam nie myśleć) kapitan zarzucił z rufy wędkę. O tym, że da się nią skutecznie łowić, świadczyła susząca się obok bandery głowa barakudy. I rzeczywiście, za jakiś czas udało się panom wyciągnąć na pokład piękną, metrową doradę, a potem niewielkiego tuńczyka - obiad dla załogi jak znalazł. Niedługo potem z kambuza zaczęły dochodzić intensywne (niestety) i smakowite (jeszcze bardziej niestety) zapachy smażonej ryby.

Ruch na pokładzie zmobilizował mnie ostatecznie do wyjścia z kajuty. Na jedzenie wciąż patrzeć nie mogłam (a tym bardziej nic wąchać), ale wyglądało na to, że kryzys powoli zaczyna mijać, choć z pewnością wcześniej ominie mnie obiad. Żeby jednak nie poddać się bez walki, popijałam powolutku herbatę z imbirem i colę, a także zmusiłam się do wzięcia do ust sucharka. W końcu, po prawie dobie od wypłynięcia z Apii, węzeł na żołądku poluzował i poczułam głód. Sushi ze świeżego tuńczyka smakowało wyśmienicie!

Wiatr jednak wciąż nie zmieniał kierunku, należało więc podjąć decyzję, co dalej. Halsowanie w kierunku Niue mogłoby nam zająć znacznie więcej czasu, niż było to zakładane, dlatego kapitan wysunął inną propozycję - rezygnujemy z Niue, zamiast tego skręcamy bardziej na zachód, wpływamy na terytorium Tonga i kierujemy się na najbliższą wyspę - Niuatoputapu. Przy sprzyjającym wietrze (półwiatr) powinniśmy dotrzeć tam następnego dnia rano. Część załogi nękana chorobą morską (nie byłam przecież wyjątkiem) ujrzała swoje wybawienie. Tak, jak najszybciej do lądu! Reszta też zgodziła się bez oporów na taką korektę planów.

Nocna wachta przeszła mi tym razem bez większych sensacji. Może poza jedną - pojawiły się latające ryby! Zobaczyłam je kątem oka. Odrywały się od fal i szybowały parę sekund tuż nad wodą, małe cienie na tle ciemnej wody. To ciekawe, że najwięcej ich zobaczyłam właśnie w nocy, w świetle księżyca, a nie w ciągu dnia. W chwilach, gdy nie sterowałam, wypatrywanie ich zajmowało niemal całą moją uwagę.

Gdy rano wyszliśmy na pokład, naszym oczom ukazał się upragniony widok - wreszcie ziemia! Pomyśleć, że wystarczyły niespełna dwa dni i już nie mogliśmy się doczekać postawienia stóp na stałym lądzie.

Ziemia na horyzoncie

Ziemia na horyzoncie

Desant przeprowadziliśmy w dwóch grupach z użyciem pontonu, który jednakże kilkadziesiąt metrów od brzegu musiał zawrócić, aby nie narazić się na uszkodzenie w kontakcie z ostrymi skałami koralowymi otaczającymi wyspę. Pozostałą odległość do plaży pokonaliśmy więc w bród.

Ziemia na horyzoncie

Ziemia na horyzoncie

W porannym słońcu wyspa wyglądała tak pięknie, że aż nierealnie. Do tej pory wydawało mi się, że takie miejsca w rzeczywistości nie istnieją, zaś w folderach biur podróży umieszcza się specjalnie spreparowane zdjęcia (zresztą w tej ostatniej kwestii zdania nie zmieniłam).

Ziemia na horyzoncie

Ziemia na horyzoncie

Ziemia na horyzoncie

Wśród odkrytych przez odpływ raf brodziły ptaki,

Ziemia na horyzoncie

Ziemia na horyzoncie

a na plaży pełno było korali i muszli, najczęściej zamieszkałych.

Ziemia na horyzoncie

Ziemia na horyzoncie

Reszta świata oddaliła się tak bardzo, że tylko z daleka widoczna Selma stojąca na kotwicy przypominała o jego istnieniu.

Ziemia na horyzoncie

 

Justa
O mnie Justa

Kraków to pryzmat, Przez który pięknieje ojczyzna J.Sztaudynger Dziękuję za prezenty: 4Poryroku - za jurajskiego kwiatka Andrzejowi Budzykowi - za psaka Her Manowi - za mecz Intuicji - za ukochaną płytę Kate1 - za zagadkę świąteczną ;) Pannie Wodziannie - za notkę justowną Telokowi - za Skaldów (cija) Telokowi - za Białego Anioła (z okazji) Telokowi - za Vivaldiego (bez okazji) Telokowi - za duuużo zdrowia Telokowi - za obrazki Telokowi - za ptaszki Telokowi - za płomień uczuć (platonicznych oczywista) Telokowi - za muzyczkę Tichemu - za poezję prozą Zaplutemu Antyeuropejczykowi - za rewiry

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości