Mąż jak poprzednio stawił opór, więc tym razem zamiast przyjaciółki przytargałam na Bal córkę. Trzeba przyznać, że poszła ze mną bez oporów. Niestety, z powodu przeczekiwania ulewy nie zdążyłyśmy na początek balu, a szkoda, bo ominął nas wodewilowy występ Niecieczan - podobno fantastyczny. Gdy dotarłyśmy na miejsce, ze sceny schodziły właśnie Andrusy - bez Olka Makino Kobylińskiego, który zaszczycił swoją obecnością początek balu, a potem wezwały go sprawy rodzinne. Smutki jednak błyskawicznie poszły precz za sprawą trzech pełnych temperamentu kobiet z Tenczynka.
Zespół Błyskawice wystąpił z repertuarem piosenek cygańskich i biesiadnych, szybko więc rozruszał zmarzniętą lekko publiczność.
Po Błyskawicach teren przejął klub tańca Bawinek. Przede wszystkim przypomniano sylwetkę jego założyciela, profesora Mariana Wieczystego, który był wybitnym nauczycielem i wielkim propagatorem tańca towarzyskiego w Polsce. Zgodnie z dewizą profesora: "Tańczyć może każdy" Bawinek prowadzi zajęcia dla wszystkich, od dzieci do seniorów. Na balu również miał zróżnicowany pokaz: jedna z klubowych par zaprezentowała wspaniałe tango,
a dzieci obecne na balu mogły nauczyć się, jak się tańczy "Papaję".
Zosię Sydor, która zaraz potem pojawiła się na scenie, poznałam od razu, choć przez cztery lata z chudziutkiej dwunastolatki zdążyła przeistoczyć się w piękną dziewczynę obytą ze sceną i publicznością. Zaprezentowała m.in. piosenki z repertuaru Anny Jantar i mogę tylko powiedzieć, iż jestem przekonana, że o tej Pannie Zwierzynieckiej usłyszy niedługo cała Polska.
Występ zespołu Boss został przyjęty entuzjastycznie. Popłynęły bardziej i mniej znane przeboje z lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych: Czerwone Gitary, Breakout, Andrzej Zaucha, Vox, Kombi, Budka Suflera itd.
Nogi same rwały się do tańca, nic więc dziwnego, że parkiet przed sceną szybko się wypełnił.
Na balu jak zwykle nie zabrakło jadła i napojów,
a także strawy duchowej - na stoisku Muzeum Historycznego.
Nad całością programu czuwali pani Katarzyna Siwiec i pan Michał Kozioł.
Całego Balu jednak by nie było, gdyby nie pan Jarosław Sokół - wielki miłośnik Zwierzyńca i Półwsia, któremu reaktywowanie Balu na Stawach i ożywienie tradycji związanych z folklorem miejskim najbardziej leży na sercu.
A że ta praca u podstaw nie idzie na marne i tradycje w narodzie nie giną, niech świadczy o tym ten obrazek:
Komentarze